wtorek, 1 września 2009

Bez happy endu

Tym razem smutna historia. To był ślub Ludmiły i Bronisława, ja go nie organizowałem, znalazłem się tam właściwie przez przypadek. Ludmiła była koleżanką mojej babci z kółka różańcowego i akurat ja babcię zawiozłem na ten ślub. Młoda para w tym wypadku nie była taka młoda, oboje byli już po osiemdziesiątce, ale jak widać na miłość nigdy nie jest za późno. Historia ich związku była bardzo romantyczna. Spotkali się w jakimś sanatorium, ale nie był to Ciechocinek, od razu się zakochali i już po miesiącu znajomości postanowili się pobrać. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Bronisław był od ponad 20 lat wdowcem, natomiast Ludmiła wcześniej nie była w żadnym formalnym związku. Jej narzeczony zginął podczas wojny i od tamtego czasu z nikim się nie związała, aż do tego momentu. Jak widać, długo na siebie czekali, ale w końcu ich drogi się połączyły i wszystko zmierzało do happy endu.

Jednak zanim ostatecznie dzień ślubu nadszedł minęło trochę czasu, mimo że decyzję podjęli bardzo szybko. Miesiąc przed pierwszym terminem ślubu Ludmiła zachorowała dosyć poważnie i musieli przesunąć tą uroczystość. Już nawet poważnie brali pod uwagę pobranie się w szpitalu, ponieważ stan przyszłej panny młodej był w pewnym momencie krytyczny. Ostatecznie jednak wyzdrowiała i mogli ponownie planować ceremonię w kościele. Drugi termin ślubu wypadł prawie osiem miesięcy później. Ale i tym razem się nie udało. Dosłownie na kilka dni przed dniem, w którym mieli się w końcu pobrać, w kościele wybuchł pożar. Mury kościoła bardzo nie ucierpiały, ale wnętrze – ołtarz, ławki, obrazy itp. były bardzo zniszczone. Tak więc musieli ponownie przełożyć tą uroczystość. Mogli oczywiście wybrać inny kościół, ale jako, że byli przywiązani do tradycji, a Ludmiła do swojego kościoła, zdecydowali, że poczekają, aż będzie on odremontowany. Po pół roku kościół już normalnie funkcjonował, chociaż nadal był w fazie poważnego remontu. Wtedy para postanowiła, że już nie będą czekać, a do ślubu nie potrzebują pięknie wyglądającego kościoła. I tak po tym długim oczekiwaniu, nadszedł ten wyjątkowy dzień. Wreszcie nie przeszkodziła im żadna choroba, kościół był w miarę gotowy, goście przyjechali, wyglądało na to, że teraz im się uda zawrzeć związek małżeński. Młoda para stała już przed kościołem, witali się z gośćmi, było widać, że oboje są bardzo zdenerwowani. Kiedy mieli wchodzić do środka, Bronisław słabo się poczuł. Usiadł na ławeczce przed kościołem, odetchnął trochę, nabrał sił i mogli ruszyć w stronę ołtarza. Ledwo minęli próg kościoła Bronisław ponownie zasłabł i upadł na ziemię. Oczywiście natychmiast wszyscy się poderwali, a znajdujący się wśród gości lekarz od razu zaczął go badać. Niestety nie było z nim dobrze, trzeba było wezwać karetkę. Kiedy przyjechali stan pana młodego był już krytyczny, nie zdążyli już dojechać do szpitala, Bronisław zmarł w drodze.

Smutna historia. Tyle przeciwności losu, próbowali je pokonać, a kiedy już byli tak blisko... Chociaż z drugiej strony, mimo starszego wieku odnaleźli swoją miłość i Bronisław umarł wiedząc, że przy nim jest osoba, która go kocha.

0 komentarze: