czwartek, 7 stycznia 2010

Nasze zaręczyny

Dzisiaj o tym, jak zaczęły się nasze przygotowania do ślubu.
Choć już dużo wcześniej rozmawialiśmy z Michałem o ślubie, tak naprawdę dopiero zaręczyny były najważniejsze. To był decydujący moment jak u większości par. Ale na pewno nie były to typowe oświadczyny.
Po roku naszego związku, Michał przeprowadził się do Poznania. Teraz wynajmuje małe mieszkanko, ma dobrą pracę. Nie mieszkamy razem tylko dlatego, że mam bardzo tradycyjnych rodziców i chcę uszanować ich poglądy. Tyle czasu wytrzymaliśmy, to wytrzymamy jeszcze trochę. Michał bardzo dużo pracuje, więc na razie taki układ odpowiada nam obojgu. Ale wróćmy do naszych zaręczyn.
Byliśmy parą już cztery lata. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Każde wakacje, każde święta, niezliczone imprezy. Michał co jakiś czas zaskakiwał mnie swoimi pomysłami, zawsze kombinował jak zrobić mi niespodziankę. Uwielbiam te jego szaleństwa. Pakowanie w godzinę i niespodziewany wyjazd na weekend, to jest to co oboje lubimy najbardziej. Kochamy podróże, niekoniecznie te dalekie. Wystarczy wyjechać kilkadziesiąt kilometrów za miasto i już można podziwiać inny świat.
Pewnego dnia, Michał zadzwonił do mnie z pracy z pytaniem czy nie wybierzemy się na kajaki z przyjaciółmi. Był piękny, słoneczny, sierpniowy dzień, więc zgodziłam się bez wahania. Miał to być wypad na trzy, najwyżej cztery dni. Michał zajął się organizacją wyjazdu. Okazało się, że nasza grupa będzie niestety kameralna i mogą z nami jechać tylko dwie pary. Szkoda, bo myślałam, że uda się spędzić mini wakacje w większym gronie. Wyjazd zaplanowaliśmy na czwartek, tuż o świcie, żeby jak najszybciej być na miejscu. We wtorek zadzwonił kolega Michała, że jego dziewczyna skręciła kostkę jak grała w siatkówkę i niestety muszą odpuścić kajaki. Na szczęście druga para, zjawiła się w czwartek punktualnie, o wyznaczonej godzinie. Na miejsce dojechaliśmy dość szybko, a że już nie mogliśmy się doczekać przygody, szybko zapakowaliśmy się w kajaki i ruszyliśmy.
Spływ był super, nie obyło się bez nieplanowanej kąpieli, wokół cudowne widoki. Plany pokrzyżowały się w sobotę rano. Zośka odebrała telefon z pracy, że pilnie musi wracać. Po krótkiej naradzie, zdecydowaliśmy że razem z Wojtkiem, wrócą wcześniej do Poznania, a my dokończymy spływ. Trochę wydało mi się to dziwne, że w sobotę musi wracać, ale o nic nie pytałam. Zadzwonili do obsługi zajmującej się sprzętem. Mieli przyjechać dopiero za jakiś czas, więc pożegnaliśmy się i ruszyliśmy dalej. Wojtek z Michałem odbyli jakąś potajemną rozmowę, o której nie chciał nic powiedzieć. Zbył mnie krótką odpowiedzią i na tym się skończyło. Do końca spływu zostało nam niewiele. I tak płynęliśmy jeszcze kilka godzin.
Na miejscu czekała na mnie największa niespodzianka. Już z daleka widać było rozpalone ognisko i jakichś ludzi. Michał zachowywał się dość dziwnie już od samego rana. Podpłynęliśmy bliżej. Wtedy zobaczyłam wielki, rozciągnięty napis: WYJDZIESZ ZA MNIE? Próbowałam dowiedzieć się o co chodzi, ale Michał trzymał już w rękach pierścionek i klęczał przede mną. Zapytał czy zostanę jego żoną, a ja dopiero po dłuższej chwili byłam w stanie odpowiedzieć TAK. Świat wokół zawirował, byłam najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Po chwili pojawiła się Zośka z Wojtkiem, którzy wcale nie musieli wracać do Poznania. Okazało się, że Michał wszystko z nimi ustalił, a druga para, która miała z nami jechać na kajaki, nigdy o tym nie słyszała. Wojtek przyniósł szampana, kiełbaski i bułki. To było najbardziej nietypowe menu, o jakim słyszałam na oświadczynach.


3 komentarze:

Tomasz Długi pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
AnnaWu pisze...

Zazdroszczę tak pomysłowego narzeczonego… U mnie zaręczyny były raczej klasyczne. Muszę jednak przyznać, że ukochany zaskoczył mnie całkowicie pierścionkiem zaręczynowym z diamentem. Długo dopytywałam gdzie go zakupił… W końcu odparł, że w sklepie internetowym https://aclari.pl/pierscionki-zareczyny .

Anna pisze...

Artykuł naprawdę super :) Mój mąż oświadczył mi się nad morzem i było rewelacyjnie. Każdemu przyszłemu mężowi życzę tak udanego pomysłu jak zaręczyny nad morzem